-
A którą z nich obstawisz u Ewy na pierwszym miejscu? - dociekał
Heniek.
-
Młoda pełna energii i wigoru wysportowana dziewczyna plus aluzja w
moim kierunku daje w wyniku seksik z dwoma panami.
-
A jeśli ci wyjdzie z Karoliną, możemy zabawić się w dwie pary.
-
Masz marzenia – tym razem Przemek się zaśmiał.
-
Znieście w końcu te rzeczy, które odłożyłam i chodźcie na
obiad – okrzyk Ewy przerwał ich rozmowę.
Bez
zwłoki wstali z kufrów, ujęli pod pachy odłożone uprzedni
przedmioty i zeszli na dół. Położyli znalezione skarby na łóżku
i zasiedli do stołu na krytego czterema talerzami z gorącym
parującym ryżem. Heniek przez chwilę przyglądał się jedzeniu,
pogmerał widelcem i spróbował.
-
Można powiedzieć, że to jest pyszne, gdyby miało jakikolwiek smak
– stwierdził. - A co to właściwie jest?
-
Ryż i kurczak z puszki – wyjaśniła Ewa, siadając na krześle. -
Pobiegaj po śniegu wokoło chałupy, będzie ci bardziej smakowało
– dodała złośliwie.
Chłopak
rozejrzał się i widząc, że pozostali biesiadnicy nabierają
potrawę na koniec widelca i bardzo powoli przeżuwają, odburknął:
-
Może wszyscy powinniśmy.
-
Za trzy godziny dostaniecie fasolę z sosem pomidorowym, a to jest
tylko przystawka, żebyście nie marudzili – wyjaśniła oschle
Karolina.
-
Już wczoraj chciałam się zapytać – wtrąciła Ewa. - Ja i
Karolina będziemy bardziej balastem niż pomocą. Czy nie
powinniście pójść sami, a my grzecznie poczekamy na pomoc? Nie
jesteśmy małymi nieporadnymi dziewczynkami, spokojnie damy sobie
radę.
-
Wiem Ewa i zgadzam się z tobą, choć wcale nie uważam was za
balast. - Przemek uśmiechnął się do dziewczyny.
-
Zostaniemy, tak? - Ewa wyraźnie odetchnęła z ulgą.
-
Raczej nie powinniście zostawać same – odpowiedział z wahaniem.
– Dlaczego?!
-
Dwie młode, piękne samotne kobiety w odludnym miejscu stanowią
pokusę, która może złamać bariery moralne niejednego mężczyzny
– wyjaśniał z wątłym uśmiechem.
-
Boisz się, że nas napadną i zgwałcą? – zapytała
niedowierzająco.
Ponownie
się zawahał.
-
Ostateczna decyzja należy do was, ale nie możecie takiej
ewentualności wykluczyć.
-
Po co nas straszysz? Sam twierdziłeś, że tutaj nikt nie
przychodzi!
-
Mówiłem o turystach, ale nie jesteśmy na księżycu. W górach
mieszkają jacyś ludzie na stałe lub sezonowo. Drwale, pasterze,
poszukiwacze skarbów czy raczej minerałów, zgaduję, naprawdę nie
wiem, co robią. Latem mają tutaj darmowy teatrzyk i często
przychodzą podglądać. Jest taki niepisany układ: bywalcom
dyskretni obserwatorzy nie przeszkadzają, a tamci w zamian nie
okradają i nie dewastują chałupy, gości też się nie czepiają.
Wy natomiast jesteście przypadkowymi turystkami spoza układu.
-
Skąd będą wiedzieli, że ktoś tu jest? Chyba nie przychodzą co
parę dni sprawdzać?
-
Przestanie padać i dym zobaczą z kilku kilometrów. Przyjdą z
ciekawości popatrzeć przez okno, mając nadzieję na spektakl
wewnątrz domu. Zobaczą w środku dwie samotne panie, a pośladach
na śniegu wydedukują, że inni poszli w kierunku górskiej ścieżki
i raczej prędko nie wrócą. Jeden zastuka w drzwi, udając
zabłąkanego turystę, a później wpuści pozostałych. Zacznie się
zabawa, a chłopcy zrobią wszystko, co będą i ile razy chcieli.
Powoli bez pośpiechu, czasu będą mieli dużo co najmniej dwa dni.
Na dodatek ryzyko praktycznie zerowe. Nawet jeślibyście zdecydowały
zgłosić gwałt na policję, szanse na złapanie ich i udowodnienie
winy są bardzo minimalne.
